Warszawa-Helsinki-Bangkok
Okęcie, ostatnie "prawdziwe piwo", w Helsinkach rajd przez lotnisko(tylko godzina przesiadki), bez żadnych większych perturbacji, z pół godzinnym opóźnieniem dolecieliśmy do Bangkoku. Temperatura po przylocie 27 stopni, szybko wzrosła do 34...wilgotność powietrza milion procent.
Warszawa-Helsinki
Helsinki-Bangkok
Lotnisko w Bangkoku (nowe) robi wrażenie, Renata nie mogła przeżyć, tych storczyków rosnących absolutnie wszędzie...
BANGKOK - Na spotkanie z Jackiem...
Jacek oczywiście się spóźnił, samolot też, więc czekaliśmy tylko 15 minut. Kwatera jaką nam wynajął jest koło Lumpini Park czyli kawał drogi od Khao San gdzie się spotkaliśmy. Siedzimy, jemy Pad Thai i pijemy piwo, bo do hotelu możemy się wbić dopiero po 13.00.
Na pytanie Sułka czy może zapalić, taksówkarz odpowiedział, że TAK...(tu nastąpiła pauza) ale to kosztuje 1000 baht, więc puszczenie "bąka" za 500 baht to czysta okazja.
Khao San Road - mekka backpakersów, hipisów i wszelakiej maści lekkoduchów - za dnia ulica jak ulica, w nocy - magiczna.
Zalogowaliśmy się w Suk11, miejsce klimatyczne choć dość drogie - pokój 5 osobowy (nas było 4) za 1600 baht. Pierwsza i ostatnia noc kiedy śpimy wszyscy razem, tylko jedna, i do tego krótka bo mamy samolot o 7 rano, pomimo to nad ranem było burzliwie...
BANGKOK - Ruszamy w miasto....
Ruszyliśmy na przejażdżkę Skytrainem (nadziemna kolejka) ...
...potem wizyta w dwóch centrach handlowych - Siam Center (Jacek mówi, że takiego w US nie maja, a większej pochwały od niego nie usłyszycie) i MBK - przaśne hale kupieckie na paru piętrach, ze wszystkimi podróbami świata, ale także sprzętami AGD i wyrobami ludowymi. Mydło i powidło, MBK zdecydowanie warto zobaczyć.
BANGKOK - Zjedzmy coś...Chinatown
Po zbadaniu Siam i MBK Center,zgłodnieliśmy, wzięliśmy taksówkę i ruszyliśmy do Chinatown. Po drodze wesołych konwersacji z taksówkarzem nie było końca, proponował nam wszystko... od uszycia sobie garniturów "top quality" u jego siostry, do wizyty na ping-pong show w melinie jego szwagra - albo odwrotnie...Dotarliśmy do Chinatown, pierwsze co rzuciło nam się w oczy to przygotowanie do obchodów 2553 chińskiego nowego roku...
Po chwili szwędania się miły staruszek uświadomiła nas, że w chinatown wszelakie "uliczne jadłodajnie" rozkładają się dopiero koło 19.00 - co zważając na to, że było po 16-stej nie było dobrą wiadomością. Po godzinie szukania czegokolwiek trafiliśmy do jadłodajni, która się właśnie otwierała, Sułek wparował tam z własną kontrabandą w postaci...pieczonej żaby... zjedliśmy tam przepyszny obiad, za który (razem z milionem wypitych piw) zapłaciliśmy ok 700 baht (jakieś 65 pln) za 4 osoby.
BANGKOK - Patpong
Wieczorem byliśmy na Patpongu, ulicy uciech, ale jedyna nasza uciecha było znacznie droższe piwo:-) No może poza Jackiem, który dostał niedwuznaczną propozycje od jednej z kelnerek - co podbudowało nieco jego zszargane morale...Z tego co mi wiadomo - nie skorzystał. Załatwiliśmy się strasznie...wszyscy...bez wyjątku.