YANGON-BANGKOK-KRABI
Musieliśmy wstać o 5 rano. Rajd na lotnisko, pożegnanie z Miu (Renia wyła jak bóbr, wiec i Miu się wzruszył). Naprawdę żal stąd wyjeżdżać. Choć żarcie niezjadliwe, ciągle nie ma prądu, bieda niewyobrażalna, sytuacja polityczna podobna do stalinowskich czasów w Polsce - to ludzie uśmiechają się na ulicach bez żadnego powodu, pomagają sobie zupełnie bezinteresownie, są, krotko mówiąc pogodni i sympatyczni. A kraj przepiękny, może tu jeszcze kiedyś wrócimy? Po 10-tej lądujemy w Bangkoku. Zgodnie ze wskazówkami innych podróżników pojechaliśmy windą na sam dół, do "stołówki pracowniczej". Po lewej stronie (stojąc twarzą do wyjścia z lotniska), na samym końcu jest ogromna sala z wieloma barami. Jedzą tu głównie Tajowie z obsługi lotniska ale wejść może każdy. Przy wejściu trzeba kupić kupony, niewykorzystane można spieniężyć przy wyjściu. Ceny śmieszne. Za 2-daniowy obiad z kawą i colą - 60 -90 bahtów (5-8 PLN). Żarcie bardzo dobre, wpadnijcie tam! Potem już lot do Krabi. Z lotniska na plażę jest 38 km, pre paid taxi 450 baht. Zanocowaliśmy w Hotelu Happy Place, 200 metrów od plaży - 800 baht za dwójkę z AC. Samo Krabi wydało się nam wybitnie nieciekawe. Tłumy turystów, plaże ładne, ale bez rewelacji - ale z drugiej strony co można powiedzieć o miejscu w którym przebywa się tylko kilka godzin. Jutro wyruszamy na Koh Phi Phi i przez tydzień NIC NIE ROBIMY!
KRABI-KOH PHI PHI
Nasz recepcjonista, który obiecał załatwić nam poranną taxi na przystań promowa gdzieś zniknął. (a my cały czas przyzwyczajeni do birmańskich standardów - tam słowo droższe od pieniędzy). W recepcji siedziała Tajka, mówiąca tylko po tajsku... Taksówki też nie było. Poszedłem machać rękami do recepcjonistki, a Sulio łapał co popadnie na ulicy... Złapał taxi-pickup'a i jadąc na pace ledwie zdążyliśmy na prom (9.00). 90 minut i byliśmy w raju...
KOH PHI PHI - welcome to paradise...
Tutaj wszystko wygląda lepiej. Woda błękitna, piasek biały... Niech żałują ci co nie pojechali! Przy jetty pełno naganiaczy i agencji oferujących noclegi. Oczywiście im drożej, tym więcej możliwości. W końcu decydujemy się na hotel za 900 baht/pokój. Przyjechał po nas koleś z wózkiem i załadował bagaż. Miało być przy plaży i NIE pod górę. Jasne - nie wierzcie Tajom za grosz. Do plaży był pokaźny kawał (biorąc pod uwagę wielkość wyspy) i pod górę nieźle się trzeba było namachać. Hotel ładnie położony, dużo zieleni i z basenem (!). Niestety pokoje małe i obskurne. Po poszukiwaniach udało się nam znaleźć pokoje po 700 baht, w centrum i duże z ładnymi łazienkami, bez basenu. Ale po co nam basen? Znajdźcie mi 2-osobowy pokój z łazienką mniej niż 100m od plaży za 65 zł (za pokój !!! ) nad Bałtykiem - HA!! Byliśmy na plaży - jest przepięknie! Samo miasteczko, to zbiorowisko knajp "english style", bo Anglików jest tu najwięcej. Na szczęście jest też żarcie tajskie ze straganów. Szaszłyki z mięsem kraba - 2 PLN. Filet z piersi kury 6 pln, szaszłyk, kura-ananas-papryka - 8 pln = Wreszcie pyszności ...i to za pół darmo!! Planujemy wycieczkę po okolicznych wyspach, ale na razie plaża, plaża, plaża... Po birmańskich wędrówkach w pełnym biegu - należy nam się!!!
Piwo jest drogie!! To (poza jedzeniem w Birmie) główny minus wyprawy. Nawet przy zamówieniu hurtowym - 3 litrowego towera "Tigera" - piwo i tak wychodziło po ok 9 pln za 0,6 L, w sklepie ok 6 pln - to nadal źle, źle źle!!
Idziemy na imprezkę na plaży, tam spotykamy poznanych w ciągu dnia polaków. Z racji ceny i atrakcyjności wynalazku, przerzucamy się na "bukiety". Bucket (ang. wiaderko) to tajski wynalazek drinkowy. Sprzedają to w knajpach i na ulicy. W dziecinne (ok 1,5 litrowe) wiadereczko wkładają 0,33 litra jakiegoś lokalnego, lub podrabianego alkoholu(whisky, gin, rum, wódka), puszkę coli lub sprite'a, i małą puszkę red bull'a. koszt od 180 do 350 baht (15-30 pln). Przy zakupie pani pyta czy "MIX?" Jeśli odpowiecie "YES", pani otworzy wszystkie buteleczki/puszki, wleje do wiaderka, uzupełni garścią lodu i kilkoma słomkami. Wynalazek bardzo praktyczny, gdyż w Tajlandii prawdopodobnie nie ma ustawy zakazującej spożywanie alkoholu w miejscach publicznych (jeśli jest to wszyscy maja ją w d...), i bardzo wygonie spaceruje się z takim "wiaderkiem" w ręce....Musicie mieć świadomość, że kończycie z ponad półlitrowym drinkiem w ręku, dwa takie bukiety potrafią nieźle sponiewierać...