KOH PHI PHI - BANGKOK
Z Phi Phi wyruszyliśmy rano promem do Krabi. Żal było wyjeżdżać - po birmańskiej gonitwie, na Phi Phi było na prawdę wakacyjnie...W Krabi z przystani prosto na lotnisko i lot do Bangkoku. Zawitaliśmy w Bangkoku już po zmroku, zmęczeni całodzienną podróżą. W taksówce z Renia uzgodniliśmy, że jak na 3 dni (które nam zostały) mamy całkiem sporo kasy, i po "parniku" jaki mieliśmy w pokoju na Phi Phi, w Bangkoku bierzemy pokój z łazienką i AC - a co!! Jak szaleć to szaleć. Dojechaliśmy do "New Siam I Gest House". Miejsce fajne, lokalizacja jeszcze fajniejsza. 100m od przystanku nr 13 na rzece, 300m od Khao San. Niestety nasze plany spędzenia ostatnich dni w luksusie zostały szybko zweryfikowane. Nie ma już pokoi z AC, BA! Nie ma nawet takich z łazienką. Phi!! Powiedział prosiaczek. Są tylko pokoje z wiatrakiem i wspólną łazienką na piętrze. Renia z Suliem poszli (tak pro forma) obejrzeć pokój. Zaraz wołają mnie....hmm... pokój okazał się całkiem schludny, łazienki (2 natryski 2 kibelki i 2 zlewy) mega wypucowane - i teraz najlepsze... cena... 350 baht za 2 osobowy pokój (!!!) To 0k 30 pln za dwie osoby w turystycznym centrum Bangkoku. I tak to właśnie snując plany o luksusie, skończyliśmy w czterech ścianach z wiatrakiem i łóżkiem...
Rano przy śniadaniu ustaliliśmy, że będziemy ....tak tak... znowu PŁYWAĆ. Bangkok dziś zwiedzać będziemy z poziomu rzeki. Chao Phraya jest mocno zanieczyszczona, ale infrastruktury (nie tylko tej rzecznej) możemy tylko pozazdrościć. Na rzece jest kilkanaście przystanków, i 3 linie kursowe (autobusowe). 1 to mega żółw - nie wiem kto tym pływa, druga to taki rzeczny autobus, trzecia to express. Zatrzymuje się dosłownie na kilka sekund, więc wysiada i wsiada się praktycznie w biegu. Ale teraz najlepsze. Bilet kosztuje 1,30 pln niezależnie ile przystanków płyniesz. Więc za ok złotówkę, można bardzo szybko, i bardzo przyjemnie przebyć pół Bangkoku... wyobrażacie sobie to w Warszawie??
Rano przy śniadaniu ustaliliśmy, że będziemy ....tak tak... znowu PŁYWAĆ. Bangkok dziś zwiedzać będziemy z poziomu rzeki. Chao Phraya jest mocno zanieczyszczona, ale infrastruktury (nie tylko tej rzecznej) możemy tylko pozazdrościć. Na rzece jest kilkanaście przystanków, i 3 linie kursowe (autobusowe). 1 to mega żółw - nie wiem kto tym pływa, druga to taki rzeczny autobus, trzecia to express. Zatrzymuje się dosłownie na kilka sekund, więc wysiada i wsiada się praktycznie w biegu. Ale teraz najlepsze. Bilet kosztuje 1,30 pln niezależnie ile przystanków płyniesz. Więc za ok złotówkę, można bardzo szybko, i bardzo przyjemnie przebyć pół Bangkoku... wyobrażacie sobie to w Warszawie??
Wysiedliśmy po paru chwilach. Idziemy odwiedzić odpoczywającego buddę. Po drodze przechodzi się przez targ zapachów....a i tych.... owoców morza....
Tutaj inaczej niż w Birmie, leżącego buddę otacza bardzo rozbudowany kompleks świątyń, korytarzy, dziedzińców...
Królewska "kolekcja" posągów buddy robi wrażenie...
Świątynia w której leży złoty budda, niesamowicie zdobiona, freski na ścianach, filarach i suficie. Dzikie tłumy, przepychają się , żeby zrobić zdjęcie, co jest praktycznie niewykonalne bo nie ma gdzie odejść...ale my mamy "rybę"!!
Wracamy na rzekę. Na nabrzeżu schłodziliśmy się zimnymi Chang'ami, i ruszamy dalej na południe...
do Chinatown.
do Chinatown.
Od przystani w Chinatown prowadzi ulica, warsztatów. Warsztaty mają wąskie specjalizacje, jedne pełne są sprerzyn, inne sprzęgieł, jeszcze inne wałów korbowych....
Kiedy byliśmy w Bangkoku 3 tyg wcześniej, jechaliśmy do Chinatown, przy samym wjeździe to Chińskiej dzielnicy widzieliśmy przepiękną świątynię. To była Wat Trimitr. W jej wnętrzu znajduje się budda...nie jakiś tam pozłacany. Budda z litego złota - waży 5 ton...Mówią, że polak za granica to chlewu narobi... Przed buddą rozłożony był dywan dla modlących się wiernych, opatrzony kartką z prośbą by na niego nie wchodzić, byliśmy jedynymi turystami, którzy prośbę uszanowali...
BANGKOK - apteka w chinatown
Ruszyliśmy na zwiedzanie Chinatown, żadnego planu, zwykły spacer.
W Chińskiej dzielnicy i bez "wielkiej draki" jest emocjonująco...Np. taka apteka...
W Chińskiej dzielnicy i bez "wielkiej draki" jest emocjonująco...Np. taka apteka...
Obiad zjedliśmy na ulicy, w jadłodajni rozłożonej przy samym chodniku (pozdrowienia dla sanepidu)...bardzo smacznie, tanio, ostro - taki pyszny sos mieli, tak mi posmakował, że przesadziłem - mordę mnie wypaliło straszliwie, Ryż nie pomagał, 2 piwa wypite hejnałem też nie, cierpiałem dobre pół godziny...
Najedzeni, wolnym spacerkiem ruszamy w stronę rzeki...
Ostatnim przystankiem, przed dotarciem do hotelu jest Wat Arun - Świątynia Wschodzącego Słońca (świtu), dość przewrotnie trafiliśmy tam o zachodzie słońca....Świątynia jedna z najstarszych w Bangkoku. Wysokość 104 mety, można wejść prawie na sam szczyt, piękny widok na miasto...